Razem z tatą postanowiliśmy zatrzymać się w Macu po jakiś obiad, ponieważ mama by nic nie ugotowała i znów byśmy czekali jakieś 30 minut na to aż nam dostarczą jedzenie. Ja czekałam w aucie na parkingu tato zaś poszedł kupić obiad. Moją uwagę przykuło dwoje mężczyzn. Wysocy, umięśnieni w czarnych skórzanych kurtkach na motorach. Palili skręty jeszcze wiedziałam jak to wygląda. Jeden z nich cały czas patrzył się na mnie co kilka minut lekko unosząc kąciki ust. Myślałam, że zwymiotuje jego ruchami typu. oblizywanie wargi bue... Gdy tylko zauważyli mojego ojca wychodzącego z budynku czym prędzej wyrzucili niedopałki tego co tam palili i odjechali z piskiem opon. Chciałam skakać ze szczęścia gdy zobaczyłam tatę, gdy nie on kto wie co mogłoby się stać... Mogli by na przykład mnie zgwałcić, lub porwać w głowie miałam same czarne scenariusze... Po tym co stało się mojej siostrze najchętniej nosiłabym nóż i gaz pieprzowy w torebce. Więc gdy Elisabeth była na imprezie no tak na serio to już z niej wracała napadło ją jakiś dwóch gangsterów i zgwałcili ją... Przed tym wypadkiem była taka jak ja, po tym wszystkim zamknęła się w sobie no i zakochała się w Cliffordzie.
-Już jesteś... To już jedziemy-powiedziałam biorąc od taty jedzenie.
-Tak oczywiście kochanie- powiedział przekręcając kluczyk w stacyjce.
-Eh... Tato?- szepnęłam pod nosem mając nadzieję, że mnie nie usłyszy.
-Sophii co jest?-zapytał wyjeżdżając z parkingu.
-Mogę zostać do końca tygodnia w domu? Proszę...-zrobiłam błagalną minę mając nadzieję, że mnie nie puści.
-No dobrze... -powiedział przyspieszając trochę. Byłam szczęśliwa nareszcie na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech nie jakiś wysilony od tak, tylko taki od serca. Kochałam tatę to on mnie zawsze wspierał, był przy mnie w najgorszych chwilach... Nie to co mama. Bardziej się przejmowała kancelarią niż własną rodziną... A może to była prawda co mówił ten idiota Robert?
-Tato bo jeden chłopak w szkole powiedział, że jestem córką puszczalskiej...- powiedziałam bawiąc się palcami.
-Kotku... Pogadamy o tym w domu-mruknął pod nosem. W ogóle się nie uśmiechnął nawet się nie wysilił na jakiś drobny uśmieszek... Wiedział o tym, że matka go zdradza... Nie znoszę jej.
-No okej- powiedziałam odpinając pas, ponieważ byliśmy już pod domem. Wielka willa z basenem z tyłu... Sześć sypialni, trzy łazienki, wielki salon, ogromna kuchnia, cudowna jadalnia chociaż rzadko kiedy spożywaliśmy tam posiłki pełną rodziną. Tato wjechał do garażu gdzie stały jeszcze dwa inne auta matka wzięła swoje czarne Porsche. Pobiegłam do domu kładąc torbę z jedzeniem na blacie w kuchni. Swoją torbę z książkami zaniosłam do swojego dużego, przestrzennego pokoju. Chociaż po mnie tego nie widać byłam wielką fanką zespołu Nirvana i Queen. Każdy by pomyślał, że to moja siostra ich słucha a ja uwielbiam tak och ach Justin'a Bieber'a a jest na odwrót. Przebrałam się w swoje siwe dresy z Coverse po czym zbiegłam na dół do taty zjeść porządny posiłek.
-Już jestem-powiedziałam siadając przy stole.
-Kochanie... Ja już dawno przeczuwałem, że matka mnie zdradza- powiedział siadając na przeciwko mnie.
-Tato, ale jeśli się rozwiedziecie ja zostanę z tobą obiecuję- powiedziałam uśmiechając się. Tata tylko się uśmiechnął po czym przyniósł obiad. Zjedliśmy go w dobrą godzinkę. Czemu? Ponieważ co chwilę śmialiśmy się, przypominaliśmy sobie stare dobre czasy, poczułam się znów malutką córeczką tatusia.
-Dziękuję tato wiesz co ja może pójdę już do siebie- powiedziałam wstając od stołu.
-Pewnie. Ja pojadę do kancelarii- powiedział zdejmując kurtkę Levis'a a założył marynarkę. - Kocham Cię-krzyknął wychodząc z domu.
Pobiegłam na górę włączyłam swojego Mat Book'a pierwsze co zrobiłam to jak codziennie sprawdziłam Twitter'a, Facebook'a i Instagram'a. Nagle z dworu usłyszałam warkot silników pomyślałam, że tato czegoś zapomniał i wrócił się po jakieś dokumenty. Nie przejęłam się tym za bardzo. Nagle usłyszałam ciężkie kroki , które szły po schodach. To nie był mój ojciec... Miałam nadzieję, że to nie Ci gangsterzy z przed Mac'a bo było by ze mną źle oj bardzo źle. Niestety sejf rodziców gdzie trzymali broń i kasę był w ich sypialni. Cholera jak na złość nie zamknęłam drzwi od domu a zawsze to robię. Odłożyłam na biurko swojego laptopa i powoli wstałam z łóżka kierując się w stronę drzwi. Jaka ja byłam głupia... Po co to robiłam. Gdy tylko otworzyłam drzwi ujrzałam dwóch mężczyzn stali z bronią w rękach... Celowali we mnie... Jeden z nich dał sygnał drugiemu aby patrzył czy nikt nie idzie. Zaś ten drugi podszedł do mnie. Z tego co słyszałam miał na imię David a ten pierwszy Brandon. David popchnął mnie na ścianę lekko pisnęłam, ponieważ uderzyłam głową o wazon, który stał obok. Przyłożył mi broń do skroni.
-Słuchaj no idiotko...- powiedział trzymając drugą ręką moją szyję.
-T-tak...-wydukałam a z moich oczu popłynęły pojedyncze łzy.
-Powiedz temu całemu Ashtonowi i reszcie... Że jeśli chcą abyś żyła ty i Elisabeth Irwin musi coś dla nas zrobić.... Jutro też tu przyjdziemy albo nie za dwa dni i wytłumaczymy Ci wszystko co masz mu przekazać- powiedział po czym uderzył mnie z pięści w twarz. W wyniku czego upadłam na podłogę lekko łkałam. Wyszli, zostałam sama, zupełnie sama, bałam się, cholernie się bałam... Czy ten koszmar powraca? Czy teraz pora na mnie?
na prawdę świetny rozdział,bardzo mi się podoba.Czekam na następny rozdział,życzę weny!
OdpowiedzUsuńzapraszam Cię również na moje opowiadanie,dopiero zaczynam i liczę na Twoją opinię w komentarzu xx
http://hemmingseight.blogspot.com/
Dziękuję :3 Kolejny rozdział mam nadzieję,że będzie jeszcze dziś :3
OdpowiedzUsuńFajne, fajne <3 Czekam :))
OdpowiedzUsuńDziękuję :3 Jest już 3 <3
OdpowiedzUsuń