Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 6

*Ashton pov*
Rano obudziły mnie krzyki z dołu domu i wibrowanie mojego durnego telefonu.Czyżby kolejna wiadomość od tego idioty? I to do tego w sobotę? On chyba sobie jaja robi... Niech wreszcie przestanie grać w te durne, dziecinne gierki i niech nam po dobroci odda Sophię. Ach byłbym zapomniał! On po dobroci nic nie potrafi zrobić... Wiedziałem czego on chce... Chce żebym wreszcie wycofał się z wyścigów i żeby Michael wycofał się z handlowania tymi gównami. Mogłem się tego po nim spodziewać. Grał dobrego koleżkę ale zranił mnie. Chciał skrzywdzić dziewczynę w, której już od dłuższego czasu się podkochiwałem ale nie miałem odwagi do niej zagadać. Kto wie czy będzie jeszcze szansa żeby jej to powiedzieć. Postanowiłem nie marnować ani chwili dłużej więc odczytałem wiadomość "Dzisiaj masz spokój... Przygotuj się na poniedziałek. Jeśli chcesz żeby przeżyła mam pewną propozycję. Przedstawić Ci ją?" "Gadaj do rzeczy a nie pieprzysz byle co!" "Oddamy Ci ją pod jednym warunkiem... Weźmiemy Ciebie. Jeśli ją kochasz poświęcisz się dla niej i będziesz cierpiał za nią. Zgadzasz się Irwin?" "Zgadzam się. Gdzie i kiedy i z kim mam przyjechać?" "W poniedziałek o 10 tam gdzie znalazłeś Ford'a z jej matką. Do zobaczenia :')". Czemu z jej matką? Czy oni coś razem kombinowali? Nie to nie możliwe. Pani Blake nie zrobiłaby tego własnej córce. Ale no cóż rzadko kiedy się nią zajmowała, a co dopiero interesowała. Miała ją za przeproszeniem głęboko w dupie. Była tylko ta pusta Elisabeth... Jeszcze ona nam jest potrzebna, lepiej by było gdyby nie była w ciąży. Ale no cóż trudno się mówi. Zrobię to chcę aby Sophii żyła. Poradzę sobie... Poradzę. 'Zapomniałem Ci powiedzieć weź chłopaków". Eh nawet dobrze, że nie będę musiał jechać dobre pół godziny w jednym samochodzie z tą całą prawniczką. Umarłbym. Chyba, że znaleźlibyśmy wspólny język. Ha! Kogo ja oszukuję... Ona wykształcona, prawniczka. Ja buntownik, wulgarny miałem gdzieś szkołę. Z chłopakami mogłem porozmawiać o wszystkim no prawie o wszystkim. Nikomu nie mogłem powiedzieć co czuję do Sophii. Ona jest jedyną osobą, której chcę to powiedzieć prosto w oczy. Jeszcze te chore esemesy od Evy... Mojej byłej dziewczyny wyjechała do Paryża i bardzo dobrze. Teraz zapewne wtrącała by się w każdą sprawę. Wolałaby żebym wykonywał te zadania niż zrobił tą wymianę. Pisała mi, że spodziewa się mojego dziecka. Dziecka? Realy?! Ona jest pozytywnie walnięta... Jeszcze do tego chce wrócić do Sydney i wszystko naprawić i mnie przeprosić. Za co? No właśnie za co... Za to, że przespała się będąc jeszcze ze mną z moim najlepszym przyjacielem Hemmingsem. Gdy się o tym dowiedziałem chciałem urwać głowy oby dwóm i wydrapać im oczy... O jak było by fajnie. Więc skąd ona ma pewność, że to moje dziecko nie Luke'a? A no właśnie przecież przed jej wyjazdem robiliśmy to bez zabezpieczenia. A oni jak twierdzą mieli zabezpieczenie. Ta jasne... Dobra dość tych durnych przemyśleń trzeba iść na dół powiedzieć o wszystkim chłopakom no i oczywiście pani Marii.
-Hej- powiedziałem schodząc po schodach. Wszyscy siedzieli w kuchni nawet rodzice dziewczyn. Wow!
-Hej Ash- powiedział Calum dopijając swoją czarną kawę.
-Witaj- powiedział tato Sophii uśmiechnął się no cud wysilił się na ten jeden uśmiech w moją stronę. Nie wiem o co mu chodziło. Do reszty non stop się uśmiechał wraz ze swoją małżonką a do mnie sztuczny, parszywy uśmiech. No dzięki. Od razu lepiej mi się zrobiło na duszy.
-Musimy pogadać. Panie Blake może nas pan zostawić samych a i Elisabeth też proszę Cię wyjdź. - powiedziałem siadając na krześle.
-Ale...- nie dokończyła ponieważ posłałem jej piorunujące spojrzenie. Od razu razem z ojcem poszła na górę.
-A ja po co tu?- spytała kobieta lekko się uśmiechając. No jedyna.
-Więc tak... Jest nam pani potrzebna. -powiedziałem drapiąc się po karku.
-Ale w czym Ashti?- powiedziała szczerząc się do mnie i do chłopaków.
-Jutro musi pani jechać z nami o 10 w pewno miejsce. Jest nam pani bardzo potrzebna. Jeśli chce pani zobaczyć Sophii. Pojedzie pani?- odpowiedziałem podpierając brodę dłońmi.
-Okej. -powiedziała poprawiając bluzkę. Taka reakcja z jej strony. Myślałem, że będzie bardziej przejęta a tu taka niespodzianka. Czuję, że ona ma coś wspólnego z tą sprawą... Dowiemy się w poniedziałek teraz nie mam czasu na rozwiązywanie zagadek co ja Scherlock jestem czy co... Do wieczora razem z chłopakami i Elisabeth oglądaliśmy "Uprowadzoną" razem z chłopakami uwielbialiśmy tą produkcję. Ale w tej całej zaistniałej sytuacji czułem się jak bym grał ojca tej dziewczyny, w pierwszej części. W drugiej żona... OMG... Elisabeth usnęła na ramieniu Michael'a musiała odpoczywać przecież spodziewa się dziecka. Głupek Clifford wszystko mi wypaplał. Czerwonowłosy zaniósł swoją ukochaną do sypialni. Po czym wrócił do nas. Państwo Blake jak co dzień pojechali do swojej kancelarii pod pretekstem roboty papierkowej. Razem z chłopakami zasnąłem na kanapie oglądając "13 grzechów". Z samego rano obudziły nas hałasy dochodzące z sypialni rodziców dziewczyn. Odgłosy tłuczonego szkła, papierów.
-Jak mogłaś mi to zrobić!- krzyknął mężczyzna rzucając już kolejną zapewne ramką z wspólnym zdjęciem.
-Idioto! Musiałam się oderwać od Ciebie! Tak to ja zaplanowałam całe to porwanie Sophii... I wiesz co? Wcale nie czuję się winna!- krzyknęła wybiegając ze sypialni.
-Przepraszam co pani powiedziała?!- krzyknąłem przebudzając się.
-To ja stoję za tymi całymi akcjami z Brandon'em i David'em. -powiedziała stając przed nami.
-Jak pani mogła to zrobić własnej córce?!- krzyknąłem wstając z sofy.
-Ashton miałam dość tych jej mydlanych oczek, które non stop robiła do tatusia. Powinna się czegoś nauczyć.- powiedziała podchodząc do mnie.
-Jest pani żałosna... -mruknąłem patrząc się na nią.
-Dziękuję. -powiedziała muskając kciukiem mój policzek.
-Bue...-udałem odruch wymiotny odsuwając się od niej w mgnieniu oka. Resztę dnia spędziliśmy tak jak poprzednią. Na oglądaniu filmów tym razem w naszym repertuarze znalazł się "Hobbit" Boziu to jest takie cudowne. Te gobliny w pewnych momentach przypominały mi panią Marii. Takie obleśne, okropne bez uczuciowe gobliny. Trafne porównanie. Nie powiem była nadzwyczajnie ładną kobietą ale to tyle. I nadszedł ten najgorszy dzień poniedziałek. Musieliśmy siedzieć z tym goblinem w jednym aucie mieliśmy głęboką nadzieję, że nie odezwie się do nas ani słowem... Fajnie by było ale się nie udało. Gdy wszyscy wstali wypiliśmy kawę i równym krokiem poszliśmy do mojego nowego Rand Rover'a Sport. Mmm uwielbiałem to cacko, nowe z salonu i było tylko moje tylko! Na moje nie szczęście miejsce pasażera obok mnie zajął nie kto inny jak goblin. Jupi! Tylko skakać ze szczęścia, rzucać serpentynę i grać na mini trąbkach. Calum jak głupi śmiał się w najlepsze z mojego nie szczęścia. Jednak nie chciałem się już odzywać przewróciłem jedynie teatralnie oczyma po czym wyjechałem z dziedzińca przed siebie. Dokładnie znałem tę drogę. Pół godziny muszę wytrzymać z nią w tym jednym aucie. Ashton tylko pół godziny bądź silny. Gdy już dotarliśmy na miejsce dałem sygnał chłopakom wiedzieli o co chodzi. Goblin wpadł w ramiona tego gnoja David'a tak mieli romans. Za Brandon'em stała przerażona, zapłakana Sophii. Chłopacy za sobą trzymali broń byli gotowi do ataku w nawet najmniej oczekiwanym momencie. Ja chciałem tylko jednego. Przytulić Sophię całą i zdrową. Gdy będzie już przy mnie będzie mogła czuć się bezpiecznie.
-Sophii!- krzyknąłem wyciągając w jej stronę rękę.
-Wymiana.- zakomunikował David.
-Okej. -powiedziałem sarkastycznie się uśmiechając. Wcale nie będzie żadnej wymiany niby pójdę do niego ale w tym momencie chłopacy strzelą tam gdzie i po nich. Brandon popchnął dziewczynę w moją siostrę i właśnie był ten moment kiedy ja miałem iść. Pokazałem palec w stronę chłopaków i zrobili swoje. Ochroniłem Sophii swoim ciałem by nic jej się nie stało. Wtedy Luke zaatakował Brandon'a chociaż Calum by mógł do niego akurat strzelić taki cienki bolek. Brandon upadł na podłożę. Wtem Michael i Calum zaatakowali David'a naszego najgroźniejszego przeciwnika. Jedna kula trafiła w jego serce... I nie szczęsna jedna kula z broni Calum'a trafiła panią Marii. Sophii już chciała do niej podbiec pomóc jej ale zdążyłem ją powstrzymać.
-Puść mnie!- krzyczała szarpiąc się.
-Skarbie to ona to zaplanowała. -powiedziałem przytrzymując ją. Nie spodziewaliśmy się jednego... Tego, że oni mieli więcej kumpli... Już po nas...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz